W wątku o seidhr sporo pisano o "stanie świata" i zasadach wg. których działa świat, prawach przyrody i o tym, jak się pod nie "podłączyć". Otóż z moich doświadczeń wynika, że rekonstrukcje są jedną z aktywności, która mocno przybliża do zrozumienia tych praw - dzisiejsze budynki, jedzenie i ubranie są nabywane w sposób, który maskuje ich źródła, to skąd pochodzą. Wydaje nam się, że jesteśmy od natury dużo bardziej niezależni niż naprawdę jesteśmy. Kiedy przy kilku stopniach mrozu trzeba nagą dłonią oprawić rybę, albo uszyć ubranie, które ochroni cię przed zimnem, bliskość i zależność od natury jest dużo mocniejsza. Owszem, można tego doświadczyć inaczej, ale ten sposób jest szczególnie związany z poznawaniem kultury materialnej różnych ludów - często więcej się rozumie używając krosien niż czytając sagę lub wiosłując długie tygodnie kształtuje się charakter bardziej niż poznając mitologię.
Doświadczenie bogów pozostaje nim oczywiście niezależnie od tego co jemy i co mamy na sobie.
I wcale nie uważam, że dawni Skandynawowie wybraliby przaśne wełniane stroje zamiast Alexandra McQueena czy biżuterię z filigranu zamiast naszyjników Pandory - gust mieli nienaganny. Niemniej jednak, wciąż nie mamy nic lepszego by żeglować po morzu północnym niż buty z foczej skóry, a gdy oglądam fartuch z Pskowa to mam wrażenie, że trend na color blocking był hot już 1000 lat temu, a teraz to popłuczyny

Rozumiem, że kogoś to nie interesuje i nie jest mu potrzebne by czcić Asów, ale dla mnie, Kruczej i wielu innych było to cenne doświadczenie.