Szerszeniu, ale jesteś wciąż przy "jeśli innego chrześcijanina zadowala"...
To nie innego chrześcijanina ma zadośćuczynienie zadowolić. Ono ma zadowolić JHVH. Innemu chrześcijaninowi można wynagrodzić sto razy, jeśli się to nie spodoba szefowi, to i tak na nic...
Chrześcijanin, żeby sam uniknąć grzechu, powinien radośnie sam wybaczyć popełnione wobec niego wykroczenia czy sprawione mu krzywdy ("i odpuść nam nasze winy, jako I MY ODPUSZCZAMY") - i to nawet bez zadośćuczynienia... to przydaje mu chrześcijańskiej szlachetności i zasług w oczach Pana, oczekiwanie zadośćuczynienia zaś świadczy o małostkowości... wprowadzone do katechizmu wymaganie zadośćuczynienia bliźniemu w gruncie rzeczy moim zdaniem ma proces przebaczania po prostu ułatwić...
To ma cholernie silne konotacje magiczno-intencjonalne, ale w to wchodzić nie będę... Bo dla chrześcijanina liczą się (choć wydaje się to kompletnie nielogiczne i pozbawione jakiegokolwiek sensu) PRZEDE WSZYSTKIM intencje, "chciałem dobrze, a wyszło jak wyszło" to naprawdę dla nich poważne wytłumaczenie...
Za mocno stoisz na ziemi, zbyt logicznie rozumujesz - na chrześcijanina się zdecydowanie nie nadajesz

Jak my wszyscy

(a odnosząc się do zasady "oko za oko" nie miałam na myśli naszego podejścia, ale raczej przedchrześcijańskie bliskowschodnie, z prawem Hammurabiego włącznie)