Jak to widzę? Nie widzę możliwości oszukiwania człowieka, z którym się żyje, poprzez ukrywanie faktu zdrady. Jeśli umowa twardo nie zakłada skoków w bok - uczciwym rozwiązaniem z mojego punktu widzenia byłoby rozstanie (chociaż Szerszeń słusznie zwraca uwagę na odpowiedzialność za wspólne dzieci i ich los). Jeśli taka furtka została przez partnerów pozostawiona nie widzę ani sensu ani możliwości ukrywania romansu. W końcu jeśli dwoje ludzi decyduje się żyć razem - obowiązuje ich w tego rodzaju kwestiach bezwzględna szczerość.
W teoretycznej sytuacji, jaką mi zaprezentowałeś, nie wiem co jest paskudniejsze - dla mnie raczej nie romans na boku, ale kłamstwo, oszukiwanie partnera. Jeśli chodzi o rozstanie - powinna to być decyzja obojga. Przemyślana i rozważona wspólnie, z braniem pod uwagę wszelkich za i przeciw, nie tylko tych emocjonalnych, ale generalnie wynikających ze wspólnego życia. Zresztą bardzo często trwalszymi związkami są te, w których miłość rodzi się we wspólnym życiu, wynika ze wspólnych spraw, celów i pasji. Więź rodząca się w takim związku z czasem się tylko pogłębia. A nie te zawierane z miłości.
Chyba że z góry zakładamy coś, co w którymś numerze Polityki celnie nazwano seryjną monogamią... Moim zdaniem domyślnym założeniem związku jest jednak jego trwałość, pewne okoliczności mogą sprawić, że umowa zostanie wypowiedziana, jednak powinny to być okoliczności wyjątkowe. Choćby ze względu na sieci losu. Na rodowe więzi. Te, które pozostaną trwałe po śmierci samych zainteresowanych. Dochodzi tu też kwestia odpowiedzialności zarówno za własne decyzje i poczynania, jak i los tych, z którymi się wiążemy. Dlatego przede wszystkim decyzję o zawarciu umowy dotyczącej wspólnego życia trzeba głęboko rozważyć, zanim się ją podejmie. A stan zakochania rozsądnemu myśleniu zdecydowanie nie sprzyja.
W takiej sytuacji - pytanie co przeważy - to co już zostało wspólnie stworzone, czy poryw namiętności. Jednak dla mnie sam fakt oszukiwania partnera (nie zdrady, ale oszukiwania poprzez zatajenie romansu) jest wystarczającym powodem do wypowiedzenia umowy. Niezależnie od tego, czy jest jakaś czwarta osoba w tym układzie, czy nie. Choć jestem zwolenniczką wyjaśniania wszystkiego do samego dna i prób znalezienia rozwiązań najkorzystniejszych dla wszystkich zainteresowanych.
Ale ja idealistka jestem, cyniczna, ale idealistka... w dodatku diabelnie radykalna
