Wiem, że wątek trochę się już przykurzył, ale może komuś się przyda co napiszę.
Nie jestem wykształconym pedagogiem, ale swego czasu pracowałem z dzieciakami. I wypracowałem sobie swoją metodę wychowawczą. Można to nazwać prawdziwym wychowaniem bezstresowym i póki co działa.
Potem moje doświadczenia udało mi się w jakiejś części zastosować do wychowywania mojej latorośli i przynosi to skutek pozytywny od samego początku. Zatem jeśli ktoś będzie chciał skorzystać z moich doświadczeń to będzie mi bardzo miło

Jestem przeciwnikiem powiedzeń „lepsze bite niż zdechłe” „ślepego posłuszeństwa” i wciskania dziecku na siłę „jestem starszy więc wiem lepiej”. Sam byłem tak wychowywany i wielu wielu rzeczy mnie to nauczyło. Nie potrafię się posługiwać uczoną terminologią bom człek prosty, wybaczcie – więc będę jechał po astatryjsku prosto z mostu.
Uwaga generalna.
1. Rodzice muszą być konsekwentni.
2. Jeśli rodzice nie są konsekwentni patrz pkt 1.
Fakt 1. Dziecko jest traktowane jak inna gałąź ewolucji.
Mówiąc krótko – traktujemy swoje dzieci jak... no właśnie „jak dzieci”. Babki i ciotki od urodzenia „ciućkają” nad słodziakiem, któremu z dnia na dzień różki rosną na głowie. „Och jak to on/ona piękny jak aniołeczek, a jaki figlarny, o opluł mnie! To paskuda! Ciu ciu ciu paskudko mała” Bleeeeee fuj....
Traktujemy swoje dzieci z pobłażaniem, wiele rzeczy tłumacząc wiekiem i niezrozumieniem. Oj strasznie się mylimy strasznie... To my decydujemy co dziecku wolno, co nie. Co dziecko powinno wiedzieć, a co nie. Co umieć jak się zachowywać itd. Jeśli dziecko w wieku lat 5 jest traktowane nadal przez wszystkich jak noworodek „ciu ciu ciu” to w jego głowie rośnie myśl, że skoro wtedy wszyscy przynosili mu zabawki, to dzisiaj będzie miał zabawkę jaką chce. I pojawia się postawa „daj”. Rośnie nam wtedy w domu wymuszacz, który myśli, że 1. wszystko mu wolno, 2. jak będzie wrzeszczał i tupał to wywrzeszczy i wytupie.
Zabrońcie wszystkim ciotkom, babkom, wujkom i innym gościom – ciućkać i pieścić do dziecka. I traktujcie dziecko od samego początku jak normalnego człowieka. Nie mówię tu oczywiście o kontakcie fizycznym – przytulenie jest fajne i zawsze, ale tylko o pieszczeniu słownym. Wiadomo, człowiek mały i zasób wiedzy powinien mieć odpowiedni do wieku i słownictwo też, ale robaczek to robaczek, robak, stwór, którego kapciem trzeba, a nie „lobacek” „słodziutki i malutki” i „babcia teraz lobacka plask kapciem”. Kupa to kupa, a nie „kupcia” brzuszek, to brzuszek – brzuch, a nie „bzusek” , nie „baba” a babcia itd. itd. W świecie dorosłych ludzi tak się nie mówi – więc nie możemy pozwolić na to, żeby u dzieciaka wzbudzać dysonsne leksykalne bo to prosta droga do problemów z mówieniem i pisaniem w przyszłości. Więc jeśli dzisiaj dzieciak ma stwierdzone jakie dys... to podziękujcie sobie i swojej rodzinie, żeście tak dzieciaka załatwili

bo lobacek, loncka i inne pierdy.
Czynnik drugi z pieszczeniem się i ciućkaniem związany z to wymuszanie. Jeśli z jakiegoś powodu raz jeden damy cokolwiek wymusić – to pozamiatane. Ciężko jest potem to wyplenić. Bo takie małe potem ryczy. A jak ryczy, to się rodzicom serce kraje się wzruszają i kupują... Albo wkurw ich łapie i dają dzieciakowi to co chce byle tylko dzioba zamknął.
Ja to rozwiązałem tak i sposób ów polecam. Młody – lat 2 z kawałkiem. Zakupy w jakimś realu czy czymś podobnym. Młody jeszcze wtedy nie mówił zbyt dobrze ale słówko „tacić” oznaczało kupić. Więc ciągnie mnie do zabawek wybiera jakąś tam no i tacić. Mówię mu: „synu masz taką samą zabawkę już w domu”, „tacić”, „nie”, „tacić! Tacić!!” „masz taką zabawkę w domu i pobawisz się nią jak wrócimy”. Młody w ryk i bach na podłogę i tarza się i kręci w kółko. I wrzask i płacz i tacić tacić. Ja niewiele myśląc bach obok niego i tak samo jak on tarzam się i wrzeszczę „masz zabawkę w domu pobawisz się jak wrócimy!” Po kilku chwilach tarzania, Młody usiadł na podłodze i w śmiech. Patrzył na swojego ojca, co ten stary dureń wyprawia. A ja usiadłem obok niego i też w śmiech. Oczywiście pół sklepu przystanęło żeby zobaczyć co się dzieje, ale sposób okazał się niezwykle skuteczny. Prób wymuszeń „tacić” było jeszcze kilka, ale zwykle kończyły się krótkim. „Synu nie i nie próbuj się tarzać, bo znowu się wytarzamy razem!”.
Ciućkaniu i pieszczeniu się słownym z dzieciakiem mówimy nie.
Fakt 2. Umysł dziecka jest jak gąbka.
Chłonie bez problemu wszystko – każdą jedną informację i każdy jeden model zachowań. Od momentu kiedy otwiera oczy. Na początek uczy się rozpoznawać rodziców po zapachu, potem głosie, potem pojedynczych słowach, zdaniach itd. itd. Przynajmniej do momentu kiedy nie nauczymy dziecko poprawnie wartościować, dzieciak łyka wszystko jak pelikan. Umysł dziecka nie jest wybiórczy – wszystko łapie, bezapelacyjnie. Tym bardziej im bardziej mu to zabraniamy.
Możecie to zawsze sprawdzić w prosty sposób. Weźcie dzieciaka na kolana i coś mu opowiedzcie – cokolwiek, ale coś o czym jeszcze nie wie. Na drugi dzień weźcie go na kolana i zadajcie mu pytanie dotyczące rozmowy z poprzedniego dnia. I będziecie mocno zdziwieni.
Uważajmy zatem w jaki sposób wypowiadamy się przy Młodym/ej jeśli nie chcemy, żeby jakieś zachowania, od nas przejęło. Pamiętajmy o tym, że dla naszego dziecka jesteśmy autorytetem najwyższym czy tego chcemy czy nie. Jesteśmy w ich oczach bohaterami i wzorami do naśladowania. Jeśli ojciec czy matka przy dzieciaku rzuca kurwami bez opamiętania, to pamiętać musi, że potomstwo to doskonale zapamięta i będzie używało oj używało i to jeszcze zgodnie z konktekstem.
Przykład. Młody lat 4 – układa coś tam z klocków. Budowla się rozpada, a Młody po prostu „no kurwa mać! tyle czasu to budowałem!”. Wziąłem typa na kolano i pytam „Synu, czy ty wiesz co znaczy kurwa mać?” „Nie wiem” „Dobrze. Ja jestem starszy i wiem co to znaczy. Chętnie ci to wytłumaczę i też będziesz to wiedział, ale nie dzisiaj, bo jesteś jeszcze na to za mały i moje tłumaczenie by Cię uśpiło, a chyba nie chce Ci się jeszcze spać? Prawda?” „Nie chce spać” „No to od tej chwili umawiamy się tak, że używamy tylko takie słowa których znaczenie rozumiemy. Dobrze?” „Dobrze”.
Kolejny czynnik jest taki, że ponieważ chłonie jak gąbka, to czasem myli mu się rzeczywistość od fikcji. Trzeba tłumaczyć dzieciakom, że batman to fikcja i nie lata, że jednorożców nie ma na świecie, a hodowla osiołków jest o tyle możliwa, co trudna i kosztowna. Nie należy też dzieciakom wciskać kitu. Kit jest dobry do okien. Dziecko ma usłyszeć prawdę – a nie kit. Być może w formie dla niego zrozumiałej – ale prawdę. Jeśli nauczymy ludzika to odróżniać i nie będziemy go oszukiwać, ani naciągać na jego potrzeby rzeczywistości to zwieńczeniem sukcesu będzie taka oto, lub podobna scenka:
„Mama co to jest?” spytał Młody pokazując na dziurę w firance. Moja małżonka bo pora była już późna zaczęła opowiadać bajkową historię, że to takie okienko przez które dobre opiekuńcze duszki przylatują, żeby pilnować jak Młody śpi i czy się mu śnią miłe rzeczy. Na to Młody prosto z mostu „Mama, przecież to jest zwykła dziura a duszki przylatują przez okno”.
Fakt 3. Młodzi ludzie w naszym kraju są wychowywani głównie w aspekcie zakazowo-nakazowym.
I nie bardzo jest jak z tym dyskutować. W ogromnej większości wypadków tak jest. Jest to wielki i niewybaczalny błąd. Tego typu sposób wychowywania zawsze, będzie powodował bunt, odwrócenie się od rodziny, poszukiwania własnej ścieżki. Prowadzi to do utraty rodzicielskiego autorytetu w oczach dziecka. A w dorosłym życiu może zaowocować nieprzewidywalnym obrotem sytuacji. Wielu z Was zna to z autopsji.
Zakazy i nakazy są i muszą być. Inaczej dzieciak w ramach eksperymentu własnego wpieprzy się do ogniska i tyłek poparzy. Ale nigdy nie należy stosować zakazów w stylu „Bo tak!” i „Nie bo nie!” a już na pewno nie wolno nigdy w życiu stosować zakazów w stylu „Nie bo jesteś dzieckiem”. Zawsze, ale to zawsze podaj powód i dobrze go uargumentuj
Zamiast stosować model zakazowo-nakazowy stosujcie model wolnego wyboru i konsekwencji jakie ten wybór za sobą ciągnie. I za każdym razem młodemu człowiekowi należy wytłumaczyć – słuchaj, jeśli zrobisz tak i tak – stanie się to i to, jeśli zaś zrobisz to i to, stanie się to i to. Teraz sam wybierz. Vide – uwaga generalna
Fakt 4. Młodych ludzi wychowuje się w aspekcie kar i nagród.
Z tym też nie ma co dyskutować. Tak po prostu jest. Jeśli coś zrobisz spotka Cię kara jeśli coś zrobisz dobrze spotka cię nagroda. Oczywiście granice dobrej zabawy wyznaczają rodzice i hierarchia stadna jest ustalona z góry i z tym się nie dyskutuje, ale system nagród trzeba zbudować zmyślnie, żeby nie przegiąć w żadną stronę.
Zacznijmy od nagród. Nie wolno młodego człowieka nagradzać za rzeczy zwykłe. Nie może być tak, że dzieciak idzie do szkoły nie przyniósł uwagi to spotyka go nagroda. Dzieciak posprzątał w swoim pokoju czy po sprzątał swoje zabawki – spotyka go nagroda. Dzieciak ma nie przynosić uwag i sprzątać w swoim pokoju i tyle. Ale dopuszczalnym jest taki model, że ok. nie przyniosłeś uwag przez miesiąc, czy sprzątał to pójdziemy do kina, czy do McDonalda. Trzeba w dziecku wyrobić znaczenie słowa Nagroda. Nagroda to coś takiego, co ma budzić dreszcz w lędźwiach i być NAGRODĄ po osiągnięciu celu, świętowaniem po robocie, a nie celem samym w sobie.
Rzecz druga. Dzieciaki najbardziej lubią nagrody niespodzianki. Taka nagroda z dnia na dzień rośnie w oczach dziecka do wielkości mitu. I dobrze jest ten mit na koniec nagradzanego okresu spełnić. Więc dobrze jest malca wziąć na kolana i pogadać z nim czego oczekuje. Ale nie na zasadzie – a powiedz mi co byś chciał dostać, raczej na zasadzie a jak myślisz co to może być za nagroda – Malec sam nam to powie.
Kara. Największą karą za to, że Młody coś zbabrał jest to, że nie dostał nagrody – o ile taka była przewidziana. No i musimy pamiętać o tym, żeby Młodego powiadomić o konsekwencjach ZANIM coś zbroi. Nie możemy kar wymyślać na poczekaniu. Czyli jak młody człowiek nie był powiadomiony o tym co go czeka jak coś zbabra, a zbabrał, to możemy jedynie zmyć mu głowę. Trudno nasz błąd. Jeśli zasądzimy mu karę o której nie wiedział wcześniej, to jest to po prostu nie fair. No i musimy być w tym konsekwentni.
Kara cielesna. Absolutnie bez sensu. Połączenie dupa-mózg jest niestety zbyt cienką infostradą, która tak naprawdę kończy się w miejscu bunt nie w miejscu myślenie.
Fakt 5. Doświadczenie jest najlepszą nauką
Pozwólmy swoim dzieciom doświadczać, bo to najlepsza nauka. Nie opowieść o doświadczeniu, a samo doświadczenie w sobie. Jeśli dziecko jest na tyle duże, żeby paluchów nie uciąć, dajmy mu do łapy chleb nóż i masło – niech zrobi sobie kanapkę, to będzie najlepsza kanapka pod słońcem. A zrobiona pod gołym niebem w towarzystwie mrówek – czad!. Nie chrońmy dzieci przed doświadczaniem świata, oczywiście zgodnie z wiekiem dziecka – nie ma nic lepszego niż doświadczanie pod okiem rodzica.
Podsumuję teraz krótko, co napisałem. Dziecko trzeba traktować jak partnera równego sobie, tyle, że odrobinę młodszego, którego zasób wiedzy i doświadczenia ma być odpowiedni do jego wieku i zgodny z naszymi oczekiwaniami. To nie jest nasza własność. Nie rzecz. To człowiek, tyle, że mały i nie wszystko rozumiejący w lot, ale myślący i czujący tak samo jak my. To istota, która wyrobi sobie swój własny system wartości. Jeśli nasz system wartości jest dobry to nasze dziecko będzie go wyznawać. Jeśli nie – to nie. Nie możemy młodego człowieka pozbawiać tego z czego sami cieszymy się najbardziej – czyli wolnego wyboru właśnie.
Pamiętajmy, że hodujemy nasze lustrzane odbicie. W końcu to nasz dziedzic, dziedziczka i większość naszych zachowań, model naszego życia, będzie wzięty za punkt odniesienia i powielony, albo zarzucony łącznie ze wszystkimi konsekwencjami.
@Thordis – moja rodzinna sytuacja rodzinna jest niemal identyczna z Twoją sprzed roku. Utrzymujemy z resztą rodziny iście sformalizowane stosunki i z roku na rok coraz bardziej sformalizowane i jest to związane z odmiennym stylem bycia i różnicach w wyznawanych poglądach. Młody za to nie ma poczucia, że w związku ze stylem bycia rodziców, czegoś mu brakuje. Staramy mu się zapewniać wolny wybór powiadamiając o konsekwencjach takiego wyboru. Pozwalamy mu doświadczać różnych rzeczy i wybierać własną drogę. Rozumie za to, że on ma inaczej – nie lepiej, nie gorzej nie wartościujemy tego w taki sposób – po prostu inaczej niż inne dzieci, co w dzisiejszym świecie jest normalne. Jeśli Młody człowiek rozumie, czemu tak jest jak jest – bo jest naszym partnerem, to nasz styl bycia przyjmuje za swój a tematy z gatunku „trudnych” wytłumaczyć jest duuuuużo łatwiej. Tak było np. z chrztem i pierwszą komunią. To on sam chciał być ochrzczony i pójść do komunii. Było to związane raczej z przedmiotem w szkole i prezentami po kościelnej szopce - ale to był jego wybór i ja to szanuję. Zachował się swoją szosą jak prawdziwy German z okresu chrystianizacji – wybierając to co dla niego w danej chwili było najsłuszniejsze i prezenty i swoje przekonania
![skool @]:D](./images/smilies/VikingSmilie.gif)