No ale z drugiej strony mamy dwa smoki mitologicznie najistotniejsze - niewątpliwie chtonicznego Nidhogga i chtoniczno-akwatycznego Jormungardra... Też smoki. Właściwie stanowiące element porządku naszego świata, takiego, jakim go znamy. Jeden swoim cielskiem opasuje Midgard i właściwie będzie go opasywał po kres znanego nam świata, drugi podgryza korzenie jego Osi. I o ile ten pierwszy jest po prostu ogromny, a o jego nastawieniu świadczy przede wszystkim udział w Ostatniej Bitwie, o tyle ten drugi jest istotą bardzo ciekawą. Składowa "níð" w jego imieniu jest zdecydowanie negatywna. Jeśli chodzi o ludzi - stosowano ją w odniesieniu do tych, którzy wystąpili przeciw społeczności czy też w jakiś sposób nieodwracalnie utracili honor i zostali poddani społecznemu ostracyzmowi - i takimi przecież Nidhogg odżywia się na Wybrzeżu Trupów. Ta składowa jego imienia często jest zresztą tłumaczona jako kąsanie - i przy okazji obecna w nazwach rozmaitych negatywnych praktyk magicznych (w związku z tym właśnie sobie uświadomiłam, że Nidstang można nazwać "kąsającym słupem" i nie jest to nazwa od rzeczy, ale to dygresja).
Mnie się wydaje, że germańskie spojrzenie na smoki wyraźnie podkreśla ich odrębność i obcość. Doceniając mądrość - jak w wypadku Fafnira czy potęgę - jak w wypadku Grendela, który zresztą wcale niekoniecznie był smokiem, był po prostu potworem, choć jego powiązanie z piaskiem morskiego dna wskazywałoby na pierwotną (w znaczeniu "primordial") akwatyczność, charakterystyczną w sumie dla smoków, ale wciąż są to istoty obce i z założenia co najwyżej w stosunku do ludzi obojętne, przykładu smoka z założenia życzliwego jakoś nie umiem znaleźć. Mogą być przyjazne miejscom. Tak jak ten smok, do którego odnosi się Sylcia, strażnik Islandii. On jest strażnikiem miejsca. Krainy. Terytorium. Ludziom będzie przychylny jedynie wtedy, gdy uzna ich za część tego terytorium lub ich obecność na nim za korzystną. Poza tym będzie miał do nich stosunek obojętny, o ile nie wejdą w konflikt z jego funkcją strażnika. Lepiej z nim żyć dobrze i mu nie podpadać, ale ani tabuny owiec, ani dziesiątki dziewic nie złagodzą jego gniewu, gdy coś go wzbudzi. Wówczas ludzie będą taką samą przeszkodą, jak rozmaite przedmioty, które zawalają drogę... Albo jak mrówki dla człowieka spacerującego po lesie - niezauważalnym "planktonem"

Smok będzie życzliwy ludziom, jeśli będzie to w jego interesie, wtedy i tylko wtedy.
Smoki są w sumie obce ludziom, którzy mogą wejść im w drogę i wtedy staną się ich wrogami. Obce, obojętne, pierwotne i mające swoje, obce ludzkim, smocze sprawy. Taki wniosek wyciągam przynajmniej z okołogermańskich źródeł. W źródłach okołoceltyckich zwracają na ludzi więcej - i życzliwszej - uwagi - choć wciąż pozostają obce i pierwotne.
Właściwie, pozostając przy tym spojrzeniu - niewykluczone że to coś, co siedzi pod Yellowstone i ustawicznie drży, dyszy dymem i siarką, gotuje wodę i porusza ziemią, jest właśnie smokiem, należącym do północnoamerykańskich landvaettir, potężnym strażnikiem ziemi, być może gotującym się do otrząśnięcia z nadmiaru niszczących ją ludzkich - jego zdaniem - pasożytów. Jak się otrząśnie, zrobi to globalnie

[EDIT] Pisaliśmy z Ulfem jednocześnie - i mój post jest odpowiedzią na post Basi, a nie jego

[/EDIT]