przez Thordis » sobota, 20 kwietnia 2013, 21:16
Ja widzę, że Wam generalnie te chrześcijańskie myszki jeszcze bardzo mocno sen z oczu spędzają, bo wszędzie je widzicie. Już któryś raz w tym temacie obserwuję, że jeden u drugiego dopatruje się na siłę chrześcijańskiego myślenia.
Wydaje mi się, że problem polega na tym, że dostrzeganie jakiegokolwiek systemu moralno-etycznego niektórym wydaje się z gruntu, zasady i definicji "czymś chrześcijańskim". No ludzie. Litości.
I tutaj akurat zgodzę się z Ulfem. Zresztą sama wcześniej w tym wątku prowadziłam podobną dysputę i też dostałam po głowie domniemanym chrześcijaństwem. To, że pewne cechy ludzkie, zachowania czy czyny uznaje się za negatywne i nieakceptowalne, bo są szkodliwe społecznie lub szkodzą samemu ich posiadaczowi o krótko mówiąc nie przystoją i nie popłacają, to nie znaczy, że traktuje się je jako "zło" czy "grzech". To już się nazywa nadinterpretacja.
Chrześcijanką nie jestem, nigdy nie byłam i nawet nie zostałam wychowana w chrześcijańskiej rodzinie, a jednak nie popieram anarchii i braku konkretnego systemu etycznego, uważam, że to, co jest społecznie szkodliwe, jest negatywne, nieakceptowalne i należy się tego wystrzegać, a trzymanie się takiego czy innego systemu etycznego nie uważam za zniewalanie się, natomiast odrzucenie etyki i moralności jako takich, całkowicie i jakichkolwiek uznaję za generalnie niefajne, słabe i kiepskie. I nie bardzo rozumiem co to miałoby mieć wspólnego akurat z chrześcijaństwem. Obojętnie czy takie podejście komuś się podoba czy nie, sądzę, że nie warto na siłę dolepiać do niego tej, tak lubianej chrześcijańskiej łatki. Chyba, że naszym celem i ambicją ma być udowadnianie sobie nawzajem jak bardzo kto jest niechrześcijański...